„Bóg w każdym czasie
obdarza mężczyzn i kobiety
charyzmatami Ducha Świętego,
aby w ten sposób kontynuować
zbawcze posłannictwo Kościoła.
Święty Wincenty Pallotti
należał do grona ludzi,
których Bóg w pierwszej połowie XIX w.
obdarzył swymi darami i natchnieniami,
aby wspierali Kościół w wypełnianiu jego posłannictwa”.
(Prawo SAC, Wprowadzenie)
21 kwietnia 1795 roku Bóg w swej dobroci i nieskończonej miłości posyła na świat swojego sługę Wincentego, aby ten stał się lekarstwem na choroby ówczesnego Kościoła; aby był iskrą zapalającą cały świat ogniem miłości Bożej; aby odmienił oblicze Kościoła i świata.
Świat przełomu wieku XVIII i XIX borykał się z wieloma problemami. We Francji wybucha Wielka Rewolucja (1789 r.), burząc dotychczasowy porządek świata. Po Europie zaczyna rozlewać się rzeka napoleońskiego wojska. Powstają nowe ruchy społeczne, z których największym był ruch robotniczy, prekursor socjalizmu i komunizmu. Stałe niepokoje społeczne i narastające konflikty między niższymi a wyższymi klasami społecznymi, między robotnikami a władzą państwową, prowadzą do kolejnych rewolucji w Europie – to czas Wiosny Ludów.
Kościół także nie był wolny od problemów. Zewnętrzne warunki nie były sprzyjające, a i wewnątrz Kościół nie był już tak dynamiczny, jak w okresie odnowy potrydenckiej. Wiosna Ludów dotknęła także Państwo Kościelne, doprowadzając w rezultacie do wybuchu Rewolucji Rzymskiej i zmuszając papieża Piusa IX do ucieczki z Rzymu. W oczach prostych ludzi – większości robotników – Kościół był postrzegany jako instytucja sklerykalizowana, składająca się wyłącznie z duchowieństwa i przez to niedostępna dla zwykłych wiernych, dlatego też aktywność laikatu pozostawiała wiele do życzenia. Ludzie świeccy czuli się odrzuceni i niepotrzebni w Kościele. Nastroje te potęgowała jeszcze nieczytelna dla prostego ludu liturgia, sprawowana w języku łacińskim. Tereny misyjne również były bardzo zaniedbane. Kościół stawał się instytucją martwą. W takim to właśnie niespokojnym czasie Bóg zsyła na ziemię św. Wincentego Pallottiego.
Rodzina
Wincenty Pallotti przychodzi na świat w Rzymie, w bardzo pobożnej rodzinie, jako trzecie z dziesięciorga dzieci. Następnego dnia po urodzeniu rodzice Wincentego przynieśli go do kościoła pod wezwaniem św. Wawrzyńca in Damaso. Tam przyjął on pierwszy w swoim życiu sakrament – sakrament chrztu św., stając się w ten sposób dzieckiem Bożym. Na chrzcie otrzymał on imiona: Wincenty, Alojzy, Franciszek.
Rodzice Wincentego byli uczciwymi i szanowanymi ludźmi. W domu i wśród znajomych stwarzali oni ciepły, rodzinny klimat. Jego ojciec, Piotr, był zamożnym kupcem posiadającym sklep z trzema filiami. Mimo rozlicznych zajęć miał jednak czas na codzienną Mszę św. (niektóre źródła podają, że słuchał dwóch Mszy św. dziennie – rano i wieczorem, a w niedziele i święta – trzech) i na odmówienie z rodziną cząstki różańca św. Wieczorami zachodził do kościoła św. Mikołaja, aby adorować Najświętszy Sakrament. Matka Wincentego, Maria de Rossi, była tercjarką franciszkańską i wyróżniała się niemniejszą pobożnością niż jej mąż. Boże ziarno padło na żyzną glebę. Wincenty dorastał i wychowywał się we wspaniałej rodzinie. To właśnie przykład rodziców wywarł ogromny wpływ na przyszłego świętego. Dlatego też ks. Pallotti miał prawo napisać w swoich wspomnieniach: „Bóg dał mi świętych rodziców”.
Dzieciństwo
Dzieciństwo Wincentego odznaczało się wielką pobożnością. Posiadał on szczególny dar modlitwy – można go było często spotkać klęczącego przed Najświętszym Sakramentem. Modlił się z potrzeby serca. Od wczesnych lat dzieciństwa posługiwał przy ołtarzu jako ministrant. Był bardzo uczynny. Matka jego wyznała: „Nigdy nie zrobił mi przykrości”. Od najmłodszych lat podejmował liczne praktyki ascetyczne: umartwiał się, jadł bardzo mało, a do spożywanych posiłków dodawał ostrych przypraw, aby stawały się mniej smaczne, gdyż twierdził, że posiłki nie muszą przynosić przyjemności, lecz mają podtrzymywać życie. Bez większych trudności podejmował posty, co niekiedy niepokoiło jego rodziców.
10 lipca 1801 roku sześcioletni Wincenty przystępuje do drugiego w swym życiu sakramentu – do bierzmowania. Rok 1801 to także początek jego edukacji w szkole publicznej przy Via Capellari. Wincenty należał do bardzo pracowitych uczniów. Trzy lata później przystępuje do Pierwszej Komunii św. W tym samym roku rozpoczyna naukę w szkole pijarskiej przy San Pantaleo. Szkoła Pijarów cieszyła się wielkim uznaniem. Jak przystało na szkołę przyklasztorną oprócz wykładania standardowego programu nauczania wielki nacisk kładziono na wychowanie religijne.
Wincenty był dzieckiem o wyjątkowym charakterze, przez swoich szkolnych kolegów i nauczycieli był uważany za świętego przede wszystkim ze względu na swoją nietypową pobożność. Był jednym z najzdolniejszych uczniów. Tylko nauczyciel łaciny dał o nim takie świadectwo: „Wincenty to mały święty, szkoda tylko, że nauka idzie mu tak ciężko”. Faktycznie, o ile inne przedmioty nie sprawiały mu większych problemów, to z łaciną miał zawsze kłopoty. Kiedy wszystkie przyziemne środki zawiodły (korepetycje i dodatkowe zajęcia z łaciny), matka Wincentego postanowiła poszukać pomocy w niebie. Wspólnie z synem odprawiła nowennę do Ducha Świętego. Dzięki pełnej ufności modlitwie Wincenty zaczął robić coraz większe postępy w nauce.
Dwunastoletni Wincenty kończy naukę w szkole pijarów. Od tej pory uczęszcza do założonego przez św. Ignacego Kolegium Rzymskiego, które było jedną z najlepszych szkół rzymskich. Kolegium to cieszyło się dobrą renomą już od stuleci. Wincenty należał do wyróżniających się uczniów. Chętnie pomagał innym, mniej zdolnym kolegom. Za swoją pracowitość i zdolności zdobywał liczne nagrody, także z języka łacińskiego. Już jako młody chłopak miał wielkie serce i równie wielką pokorę. Uważając, że niczym sobie nie zasłużył na takie wyróżnienia, często sprzedawał otrzymane nagrody, a zarobione w ten sposób pieniądze ofiarowywał biednym, których nie brakowało w Rzymie. Często swoje sukcesy przypisywał Bogu lub Matce Bożej, składając dziękczynienie, zawieszał potajemnie srebrne odznaki obok obrazów Matki Bożej. W domu nigdy nie chwalił się swoimi sukcesami. Jego rodzice dowiadywali się o nagrodach syna z opowiadań innych.
Serce Wincentego wypełnione było miłością Bożą, która przynaglała go do coraz większej miłości bliźniego. Jego ogromna miłość i chęć niesienia pomocy były tak wielkie, że czasami jego pobożni rodzice byli zdziwieni poczynaniami syna. Pewnego razu odstąpił swoje własne łóżko ubogiej rodzinie, sam zaś spał na podłodze. Innym razem przyszedł do swojej ciotki we Frascati bez spodni i trzewików, bo – jak wyjaśnił później – spotkał po drodze ubogiego chłopca, bosego i w podartych spodniach, i po prostu podarował mu swoje.
Rok 1807 jest ważnym rokiem w życiu Pallottiego nie tylko ze względu na rozpoczęcie nauki w Kolegium Rzymskim, ale także dlatego, że podejmuje on decyzję o wybraniu ojca Bernardina Fazziniego na kierownika duchowego i stałego spowiednika. W tym samym roku zaczyna kształtować się również jego powołanie do kapłaństwa. Początkowo chciał zostać kapucynem, ale jego wątłe zdrowie pokrzyżowało mu plany. Dzięki Bożemu natchnieniu postanowił zostać kapłanem diecezjalnym. Cztery lata później (w 1811) przyjmuje on tonsurę i pierwsze, niższe święcenia, wchodząc w ten sposób w szeregi duchowieństwa.
Droga do kapłaństwa
Studia na Uniwersytecie Papieskim „Sapienza” w Rzymie rozpoczyna w roku 1814. Studiuje najpierw filozofię, a potem teologię. Studia kończy w roku 1818 podwójnym doktoratem: z filozofii i teologii (15 lipca). Na dyplomie Wincentego Pallottiego czytamy: „Stwierdzono u niego tak świetne przygotowanie naukowe i wyrobienie osobiste, iż grono profesorów jednomyślnie uznało go godnym zaszczytnego stopnia doktorskiego w zakresie filozofii i teologii” (Ks. F. Bogdan, Znad Tybru na podniebne szlaki, Ząbki 2000, s. 42). Należałoby wspomnieć, iż w czasach Pallottiego bardzo rzadko nadawano za jednym razem dwa tytuły doktorskie, a więc Wincenty naprawdę musiał być wyjątkowym studentem.
Droga do kapłaństwa nie jest drogą łatwą, potrzeba wielkiego mozołu i ciężkiej pracy nad sobą, aby wyzbyć się tego, co oddala nas od miłości Bożej, a wykształcić te cnoty, które zbliżają nas do Niego. Dlatego św. Wincenty Pallotti notuje w swoim dzienniczku takie słowa: „Pragnę więcej miłować Boga tak, jakbym chciał, bym Go miłował w przyszłości i teraz, by Mu w ten sposób […] oddawać nieskończoną chwałę, tak jakbym w tym samym czasie był w niebie i na ziemi: w niebie, by kochać Boga w najwyższym stopniu, a na ziemi, by dla miłości Bożej kochać i cierpieć w najwyższym stopniu, aby także w niebie wzrastała ta miłość Boga, na którą On w każdej nieskończonej chwili nieskończenie pomnożonej” (św. Wincenty Pallotti, Postanowienia i dążenia, nr 62).
Św. Wincenty zapragnął miłości Bożej. Porwany tą miłością do Boga, pragnął całkowicie się z Nim zjednoczyć – pragnął doskonałej świętości. „Pomiędzy innymi łaskami, o które zwracam się z prośbą do mego Ojca niebieskiego, mojego nade wszystko najukochańszego oblubieńca Jezusa i mojej nade wszystko najdroższej Matki Marii, aniołów i świętych, i błagam wszystkie inne stworzenia o wyjednanie tego za mnie, proszę, by Pan prowadził mię drogą, że tak powiem, nieskończenie świętą, bezpieczną, doskonałą i ukrytą przed oczyma ludzi; proszę o dar świętej wytrwałości w dobrem i nieustające pomnażanie żarliwości w świętej służbie Bożej, a to ku nieskończonej chwale i czci Boga tudzież korzyści wszystkich dusz, a ku mej nieskończonej hańbie i karze, atoli wszystko niechaj będzie według woli Ojca niebieskiego” (tamże, 116).
Przed święceniami subdiakonatu, które przyjął 21 września 1816 r., w swym „duchowym zeszycie” zanotował takie postanowienia: „Chcę posiadać serce oderwane od rzeczy tego świata. Jako osoba duchowna winieniem według tej normy postępować i tego samego nauczać innych. Dlatego będę się starał naśladować przykład Jezusa Chrystusa oraz przykład dobrych i świętych ludzi świeckich. […] Proszę Boga o łaskę, aby ze wszystkich moich uczynków przebijała wysoka świętość i doskonałość” (tamże, 142 i 145).
Świętość była wielkim pragnieniem Pallottiego. Świadczą o tym jego słowa: „Postanawiam praktykować święte cnoty w takim stopniu, w jakim bym je był wykonywał w niebie i w jakim wykonywałyby je także w niebie wszystkie stworzenia” (tamże, 73). To postanowienie towarzyszyło Wincentemu przez całe życie. 10 września 1817, na dziesięć dni przed diakonatem, zapisał takie słowa: „Będę natychmiast dążył do świętości, nie czekając na kapłaństwo ani na lata późniejsze. Na dobrodziejstwa Pana Boga, Ojca najmiłosierniejszego, chcę odpowiedzieć z całą ochotą, pokorą i wdzięcznością. Będę usuwał te przeszkody, które mogą wstrzymać moje uświęcenie. Największą moją przeszkodą jest we mnie pycha” (tamże, 197). „Będę się upokarzał – pisze Pallotti – i będę się cieszył, ilekroć poznam, że jestem nędznym. Będę wtedy mówił za św. Pawłem: Chętnie będę się chełpił ze słabości swoich, aby mieszkała we mnie moc Chrystusa” (tamże, 201). Na innym miejscu pisze tak: „Pragnę kochać Boga, nie będąc znanym nikomu jak tylko Bogu oraz cierpieć, by pomnożyć chwałę Bożą, ale znany tylko Bogu, tak abym, gdy Bóg mnie wezwie do przebywania z Sobą w niebie, nie był znany jak tylko Jemu” (tamże, 63). Te słowa dowodzą, że Pallotti był człowiekiem wielkiej pokory.
Całkowite zaufanie Bogu – to kolejna cecha wyróżniająca św. Wincentego. Po święceniach diakonatu, które otrzymał z rąk kardynała della Somaglia w Bazylice Laterańskiej, napisał on tak: „W celu nabycia ducha właściwego święceniom diakonatu będę się starał nie tylko zupełnie nie ufać sobie, a ufać Bogu, lecz także będę często czytał Dzieje Apostolskie, w których jest mowa o wybraństwie, doskonałości i cnotliwych czynach siedmiu diakonów” (tamże, 203).
Jeszcze przed święceniami kapłańskimi Pallotti odbył – jak to już wcześniej miał w zwyczaju – dziewięciodniowe rekolekcje, począwszy od wieczora 6 maja. W tym czasie zanotował takie spostrzeżenia i refleksje: „Dobry przykład jest obowiązkiem, od którego nikt nie może się zwolnić, ponieważ Prawo Boże i kościelne nakazuje go wszystkim, a zwłaszcza osobom duchownym, które mają obowiązek starać się o uświęcanie bliźniego; najskuteczniejszym zaś i najdostępniejszym środkiem do tego jest właśnie dobry przykład. […] Świętość jest konieczna dla osób duchownych. Św. Tomasz powiada, że świętość osób duchownych powinna być jak najbardziej podobna do świętości Bożej. Błagam Boga, aby zlał na mnie świętość konieczną w mym stanie. […] Osoba duchowna winna świecić przykładem miłości względem Boga. Środkiem do tego jest modlitwa i medytacja. Błagam Boga, aby na mnie i na wszystkich zlał jak najgorętszą miłość i to, gdyby to było możliwe, nawet nieskończoną. Pa-nie, albo umrzeć, albo nieskończenie Cię miłować” (tamże, 209, 211, 213).
Aby wiernie i całkowicie poświęcić się dziełom apostolskim, i aby jego praca przynosiła jak najobfitszy plon, Wincenty Pallotti, za zgodą swojego spowiednika, składa takie oto śluby: „Na chwałę Boga w Trójcy jedynego, […] najdroższej Matki Marii, […] wszystkich aniołów i świętych uczyniłem śluby: dozgonnej czystości; ubóstwa, starając się w zależności od rady kierownika duchowego nie szukać stanowisk połączonych z zaszczytami; posłuszeństwa wobec spowiednika […]; wiary w Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy; wierzę we wszystkie artykuły wiary nie tylko dlatego, że tak powinienem według mojego chrześcijańskiego obowiązku, lecz postanowiłem jeszcze złożyć ślub wiary w nie. Pragnę, aby wszystkie moje czynności uszlachetnione przez łaskę Pańską podpadały w ten sposób pod ślub najwyższej doskonałości […] pragnę unikać [bezczynności] z obowiązku ślubu i pragnę takim sposobem wykonać ze względu na ślub każdą cnotę, jaką tylko będę wykonywał; ślub całowania ziemi, gdy jestem sam w pokoju, w którym mieszkam, ilekroć usłyszę, że ktoś przeklina Najświętsze Imię Boże. Ślub ten złożyłem u stóp wielkiego ołtarza w kościele św. Mikołaja degli Incoronati dnia 23 października 1819 w Uroczystość Jezusa Nazareńskiego; ślub złożony na ręce kierownika duchowego, by nie przyjmować godności, to znaczy bez jego pozwolenia i bezwzględnej woli; […]” (tamże, 247).
Kapłaństwo
16 maja 1818 roku spełniają się najgorętsze marzenia Wincentego. W końcu nadeszła upragniona chwila jego święceń kapłańskich. Wśród diakonów, leżących w tym dniu krzyżem na posadzce Bazyliki Świętych Janów na Lateranie, znajdował się także diakon Wincenty Pallotti. Święcenia otrzymał on z rąk wiceregenta Rzymu, arcybiskupa Frattiniego. W tym dniu zanotował on w swoim pamiętniku takie oto niezwykłe słowa o godności kapłańskiej: „Jestem przekonany, że gdyby mi było danym całować ziemię, po której stąpał kapłan, […] to byłbym to otrzymał jako nagrodę za wszystkie dobre uczynki. […] A cóż bym winien powiedzieć, gdyby mi danym było ucałować jego świętą rękę?! Cóż dopiero powiem na samą myśl, że nieskończona dobroć naszego więcej niż najdroższego Boga Ojca raczyła w sposób podziwu godny wynieść mię do najszczytniejszego kapłaństwa! O Boże, nic nie pojmuję! O Boże, milczenie, pokora, nicość, wszystko! Ponieważ niewysłowiony Bóg raczył wynieść mię do najwyższej godności stanu kapłańskiego, […] chcę więc, o Boże, odprawiać Najświętszą Ofiarę, udzielać świętych Sakramentów, głosić Słowo Boże i modlić się” (tamże, 214, 215). W roku 1818 Wincenty Pallotti miał zaledwie 23 lata, dlatego – by móc otrzymać święcenia – musiał on uzyskać zgodę i dyspensę papieża.
Mszę prymicyjną ksiądz neoprezbiter Wincenty Pallotti odprawia nazajutrz, 17 maja, w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, w przyklasztornym kościele sióstr Dzieciątka Jezus we Frascati. Zaraz potem udaje się w pielgrzymce do Loreto, aby podziękować Bogu i Matce Bożej za wielki dar kapłaństwa.
Z powodu wielkiej liczby kapłanów wyświęconych i pracujących w tym czasie w diecezji rzymskiej, część z nich – ci pochodzący z bardziej zamożnych rodzin – była „wyświęcana na majątek ojca”, co znaczy, że byt i utrzymanie musieli zapewnić sobie sami (po prostu utrzymywali się z majątku ojca). Do takich kapłanów należał taż Wincenty, dlatego można by powiedzieć, że był on księdzem bezrobotnym.
Bezrobotny ks. Wincenty nie został przydzielony do żadnej placówki duszpasterskiej: nie posiadał parafii i nie miał żadnego zajęcia zleconego przez Kurię Rzymską. Nauczyciel bez uczniów i pasterz bez owiec – to chyba najgorsze, co może spotkać kapłana. Dlatego Wincenty nie czekał, lecz sam wychodził do ludzi, dla których został ustanowiony mocą święceń. Papież Jan XXIII w dekrecie kanonizacyjnym napisał tak: „[…] zapalony gorliwością duszpasterską stał się apostołem miasta Rzymu, pamiętając na słowa Pawła Apostoła: Miłość Chrystusa przynagla nas (2 Kor 5, 14). Aby religijnie ukształtować przede wszystkim młodzieńców, otworzył w Rzymie elementarne szkoły, w których rzemieślnicza młodzież zbierała się w godzinach wieczornych i zapoznawała się z chrześcijańską nauką oraz uczyła się czytać i pisać. Podjął się w Świętym Seminarium Rzymskim obowiązków ojca duchownego oraz obowiązków spowiednika alumnów w Kolegiach: Rozkrzewiania Wiary, Szkockim, Greckim, Angielskim i Irlandzkim – aby w ten sposób służyć jak najlepiej tym, którzy zostali powołani do kapłaństwa. Tak więc już od początków swego kapłaństwa oddawał się pracy nad wyrobieniem dusz tych, którzy później, każdy na swoim miejscu, będą starali się głosić Boże prawo Chrystusowe; starał się z każdym dniem coraz bardziej rozpalać ich ducha, aby mogli wszystkich ludzi na całej ziemi wspierać i przygotować do osiągnięcia zbawienia wiecznego” (Dekret Apostolski przyznający bł. Wincentemu Pallottiemu cześć należną Świętym).
„Być wszystkim dla wszystkich”. To Pawłowe zawołanie przyświecało także św. Wincentemu Pallottiemu. Całe swoje życie poświęcił posłudze ludziom. Był ojcem dla sierot i bratem opuszczonych. Był pociechą strapionych i lekarstwem chorych. Był opiekunem bezdomnych i wspomożycielem biednych. Był światłem dla błądzących i ziarnem nadziei dla zrozpaczonych. Szedł z pomocą każdemu. Tak przejął się swą misją, że przystawał na ulicach Rzymu i głosił kazania, nawołując ludzi do wzajemnej miłości, potem wchodził do najbliższego kościoła, gdzie żarliwie się modlił i przesiadywał w konfesjonale do późnych godzin nocnych, przyprowadzając ludzi do Boga.
Prawdziwie żył Bogiem! Ks. Wincenty prowadził głębokie życie wewnętrzne osiągające wymiar kontemplacji. Pallotti nie rozmawiał z Bogiem ani się z Nim nie spotykał. On żył nieustannym i żywym dialogiem z Nim. On żył Bogiem.
Szerzył Bożą miłość w całym Rzymie. Ludzie już za jego życia uważali go za świętego. Pobożne kobiety usiłowały całować go po rękach, rzadko im się to jednak udawało, bo przebiegły Wincenty sprytnie i zręcznie podsuwał im obrazek Matki Bożej Miłości do pocałowania. Podobną pomysłowością wykazywał się w pracy duszpasterskiej, kiedy wpychał biszkopty do ust bluźniącego i złorzeczącego petenta lub kiedy przebierał się za kobietę, aby tylko kogoś wyspowiadać i doprowadzić do Boga.
Cieszył się każdą swą apostolską pracą. Te najtrudniejsze, wymagające najwięcej wysiłku i wyrzeczeń, sprawiały mu najwięcej radości. Mimo niełatwego życia zawsze jego twarz była rozpromieniona, a w sercu panował Boży pokój. Chodził po ulicach Rzymu szybkim, żwawym krokiem, lekko przygarbiony, ale zawsze pogodny, uśmiechnięty i życzliwy dla wszystkich.
Szczególnie trudny okres w jego życiu zaczął się po objęciu kościoła św. Ducha. Księża neapolitańczycy, do których należał kościół, pałali niechęcią do księdza rzymianina, dlatego starali się ze wszystkich sił uprzykrzyć mu życie. Chowali przed Pallottim przedmioty użytku liturgicznego: naczynia i szaty. Często zdarzało się, że w ampułkach nie było wina, a na patenie brakowało hostii, wszystko po to, aby nie mógł odprawić Mszy św. Na złość chowano klucz z tabernakulum, aby opóźnić nabożeństwa, którymi Pallotti rozbudzał życie parafii. Kiedyś pod nieobecność ks. Wincentego wyniesiono jego konfesjonał na ulicę.
W roku 1827 umiera, po ciężkiej chorobie, jego matka Maria. Pięć lat później, w noc sylwestrową, 31 grudnia 1832 r., dokonuje mistycznych zaślubin z Niepokalaną Matką Jezusa. „Ostatniego dnia 1832 roku Wielka Matka Miłosierdzia, aby zatriumfować cudem miłosierdzia nad niewdzięcznością i niepojętą niegodziwością największego nędznika […] raczyła zawrzeć duchowe zaślubiny z tym poddanym i w posagu oddaje mu, co tylko posiada, i da mu poznać swojego Boskiego Syna, a ponieważ jest oblubienicą Ducha Świętego, stara się, aby wewnętrznie cały był przemieniony w Duchu Świętym. […] O, miłosierdzie Marii, Niepokalanej Królowej, które tak litościwie przychylasz się, aby prosić, wstawiać się za największego grzesznika […] Zmiłowaniami Marii napełniony raj! Miłosierdzie Pańskie na wieki wyśpiewywał będę. Miłosierdzie Marii na wieki wychwalać będę! Bóg mój i wszystko!” (św. Wincenty Pallotti, Postanowienia i dążenia, 275-277).
Oświecenie
9 stycznia 1835 r. Wincenty oddaje się dziękczynieniu Bogu po właśnie skończonej celebracji Eucharystii sprawowanej w kaplicy sióstr karmelitanek bosych w Regina Celi, kiedy to pod natchnieniem Bożym ujrzy on w swoim sercu: odnowione oblicze Kościoła, zobaczy, jak z każdego katolickiego serca tryska Boża miłość, widzi wszystkich chrześcijan zjednoczonych w jednej Owczarni i pod jednym Pasterzem, widzi, jak głos Dobrej Nowiny rozbrzmiewa po krańcach świata, widzi, jak na ziemi kwitnie Królestwo Boże. Pallotti zobaczył wtedy Kościół rozpalony miłością i tętniący życiem – dokładnie taki, jakiego pragnął Chrystus, i postanawia założyć i szerzyć powszechne apostolstwo: „Boże mój, Miłosierdzie moje, Ty w szczególniejszy sposób w nieskończonym miłosierdziu swoim zezwalasz mi wprowadzić w życie, zakładać, rozpowszechniać, doskonalić, utrwalać, przynajmniej najgorętszym pragnieniem, w Twym Najświętszym Sercu: Pobożną Instytucję Apostolstwa Powszechnego, mającą na celu rozszerzanie wiary […] wśród wszystkich niewierzących i niekatolików; inne apostolstwo, mające na celu ożywianie, utrzymywanie i pomnażanie wiary wśród katolików; Instytucję powszechnej miłości, mającą na celu wykonywanie wszystkich dzieł miłosierdzia tak co do duszy, jak i co do ciała, aby świat poznał Ciebie, ponieważ Ty jesteś Nieskończoną Miłością” (Opere complete, vol. 1-13, red. F. Moccia, Roma 1964-1997, s. 198-199).
Dzieło
Wincenty Pallotti nie czeka długo, lecz od razu przechodzi w czyn. Zbiera wokół siebie coraz większą grupę ludzi, nie tylko kapłanów i osoby konsekrowane, ale przede wszystkim ludzi świeckich: mężczyzn i kobiety – różnych stanów i zawodów. Pierwszym celem jego Dzieła było ożywienie laikatu w Kościele. Pallotti zauważył – na 100 lat przed Soborem Watykańskim II – wielką siłę drzemiącą w Kościele, zauważył i docenił ludzi świeckich. Marzeniem Pallottiego było, aby wszyscy ludzie wierzący – wszyscy członkowie Kościoła na mocy sakramentu chrztu św. – stali się apostołami, aby swoją pracą, przykładem życia, ofiarą i modlitwą przyczyniali się do budowania Królestwa Bożego na ziemi.
Drugim ważnym celem według Pallottiego był dialog ekumeniczny ze wszystkimi chrześcijanami. Modlitwa arcykapłańska Chrystusa w Wieczerniku, o jedność wszystkich Jego wyznawców (por. J 17, 21), stała się inspiracją do podejmowania wyraźnych kroków ku jedności ze wszystkimi chrześcijanami. Z inicjatywy Pallottiego zaczęto w Rzymie obchodzić w sposób uroczysty Oktawę Epifanii. Przez osiem dni od 6 do 13 stycznia odprawiano nabożeństwa ekumeniczne, sprawowano Eucharystię w różnych rytach, codziennie w innym języku głoszono Słowo Boże.
Trzecim celem Dzieła było głoszenie Dobrej Nowiny wszystkim tym, którzy jeszcze nie usłyszeli Ewangelii. Pierwszym krokiem ku temu było wydrukowanie w języku arabskim książeczki Prawdy wieczne. Następnym krokiem – chodź nieudanym – była próba powołanie Kolegium Misyjnego, które miało przygotować księży i ludzi świeckich do pracy w krajach misyjnych.
Zatem trzy zasadnicze cele przyświecają Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego: 1. ożywianie wiary i rozpalanie miłości wśród wierzących; 2. zjednoczenie wszystkich wyznawców Chrystusa w jednym Kościele; 3. głoszenie Ewangelii całemu światu (zwłaszcza tym, do których jeszcze ona nie dotarła) i przyczynianie się do zbawienia wszystkich ludzi.
Pallotti wśród wielu swoich pomysłów, realizowanych w ramach tego Dzieła, był również inspiratorem czwartkowych spotkań kapłanów i kaznodziejów. Z całego Rzymu zbierali się i przychodzili zakonnicy i kler diecezjalny; proboszczowie, ojcowie duchowni, rektorzy i wykładowcy wyższych uczelni, biskupi i kardynałowie ze świętych Kongregacji Kurii Rzymskiej, przybywali, aby czytać Słowo Boże na najbliższą niedzielę, rozważać je i komentować, dzielić się swoimi spostrzeżeniami i pomagać innym w zrozumieniu go.
Niecałe cztery miesiące później (po oświeceniu) Pallotti pisze prośbę o zatwierdzenie Dzieła: „Kilku rzymian – kapłanów oraz pobożnych ludzi świeckich – biorąc pod uwagę Boże przykazanie miłowania bliźniego jak siebie samego, […] doszło do przekonania, że nie będą zachowywać tegoż przykazania Bożego, jeśli w sposób dla nich dostępny nie będą się starać o wieczne zbawienie swoich bliźnich. […] Wobec powyższego petenci postanowili połączyć się węzłem współzawodniczącej miłości chrześcijańskiej, aby się starać o pomnażanie środków duchowych i materialnych, zmierzających do wspierania świętej wiary, pragnąc jednocześnie jak najprędzej oglądać chwilę, której z upragnieniem oczekują wszyscy dobrzy ludzie, a którą zapowiedział Jezus Chrystus – chwilę, w której nastanie jedna Owczarnia i jeden Pasterz” (św. Wincenty Pallotti, Wybór Pism, t. I, Warszawa-Poznań 1978, s. 36).
4 kwietnia 1835 r. kardynał Karol Odescalchi, w odpowiedzi na list Pallottiego, zatwierdza i udziela „wszelkich błogosławieństw” Dziełu.
Droga do nieba
„Jego apostolstwo to apostolstwo świętości” – pisze o Pallottim Franciszek Amoroso (Świętość w służbie apostolstwa, Wybór pism, Warszawa 1995, s. 66). Faktycznie, aby zrozumieć jego życie, zrozumieć ideę, która przyświecała Pallottiemu, trzeba wniknąć w sens powyższego zdania. Święty Wincenty wszystko, co robił w swym życiu, czynił „ku nieskończonej chwale Boga, dla zniszczenia grzechu i dla zbawienia dusz”.
Dla zbawienia dusz – Wincenty pragnął, aby każdy człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, odnowił w sobie ten obraz Bożej doskonałości, stał się święty i całkowicie zjednoczony z Nim. Dostrzegł, że to niezwykłe powołanie do świętości jest drogą każdego człowieka, nie tylko chrześcijanina, ale wszystkich ludzi, także tych, którzy jeszcze nie usłyszeli o Jezusie Chrystusie. Tych ostatnich trzeba doprowadzić do światła wiary i ukazać im jedyny cel człowieka jakim jest zjednoczenie się ze swoim Stwórcą. Wincenty pragnął, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni.
6 stycznia 1850 r. uczestniczy już po raz ostatni w uroczystościach Epifanii, w tym dniu zapowiada swoją bliską śmierć. W ostatnim dniu Oktawy Epifanii, 13 stycznia, do kratek konfesjonału przychodzi człowiek, nie tylko w potrzebie duchowej, ale i materialnej. Pallotti zdejmuje swój płaszcz i okrywa zziębniętego petenta. Tego dnia ks. Wincenty Pallotti przeziębił się i ciężko zachorował na zapalenie opłucnej. Dziewięć dni później, 22 stycznia, przyjął ostatnie sakramenty św.: wyspowiadał się, przyjął namaszczenie chorych i Wiatyk. Tak zaopatrzony, w nocy, spokojnie odchodzi do Pana. Umiera w opinii świętości.
Tuż po jego śmierci prasa rzymska pisała: „Umarł Święty”, „Odszedł Apostoł Rzymu”, „Zmarł Ojciec ubogich”. A potem, w miarę upływu lat, świętość Pallottiego ukazuje coraz to nowe swoje oblicza. Już kilka lat po jego śmierci ludzie, upraszając jego wstawiennictwa, otrzymują liczne łaski. Dzięki jego orędownictwu zanotowano wiele cudów i uzdrowień.
Pallotti we współczesnym Kościele
Idea Pallottiego nie umarła razem z nim. Na początku XX wieku papież Pius XII wzywał ludzi świeckich do czynnego angażowania się w życie Kościoła. Zakładając Akcję Katolicką, dał on za wzór Wincentego Pallottiego i nazwał go prekursorem Akcji Katolickiej.
Dokładnie w setną rocznicę jego narodzin dla nieba papież Pius XII ogłasza Sługę Bożego Wincentego Pallottiego błogosławionym i czyni go patronem Akcji Katolickiej.
Trzynaście lat później Jan XXIII zwołuje Sobór Watykański II. Idea Pallottiego o powszechnym apostolstwie ludzi świeckich została w końcu podjęta i zaaprobowana przez Kościół w czasie Vaticanum II, kiedy to Ojcowie Świętego Soboru uchwalają Dekret o apostolstwie świeckich. Piszą w nim: „Obowiązek i prawo do apostolstwa otrzymują świeccy na mocy samego zjednoczenia swojego z Chrystusem-Głową. Wszczepieni bowiem przez chrzest w Ciało Mistyczne Chrystusa, utwierdzeni mocą Ducha Świętego przez bierzmowanie, są oni przeznaczeni przez samego Pana do apostolstwa” (Sobór Watykański II, Dekret o apostolstwie świeckich, 3). Należy zauważyć ogromną wagę problemu laikatu w Kościele, skoro Ojcowie soborowi poświęcili temu zagadnieniu osobny dokument. Śmiało można stwierdzić, że Wincenty Pallotti jest iskrą zapalającą Kościół nowym płomieniem.
W przeddzień Soboru papież Jan XXIII, dnia 20 stycznia 1963 r., wynosi na ołtarze i poleca czcić błogosławionego Wincentego Pallottiego jako świętego w całym Kościele Powszechnym. Papież podkreślał: „Na Świętego Wincentego patrzy dziś, radując się, cały Kościół; miastu zaś Rzymowi, przed wszystkimi innymi wypada go sławić, w Rzymie bowiem, ożywiony najgłębszą nadzieją, pracował on niezmordowanie, aby ci, którzy się katolickim mianem szczycą, uznawali swoją chrześcijańską godność i dochowywali wiary; aby ci, którzy odłączyli się od Kościoła katolickiego, powrócili do jednej Owczarni i słuchali jednego Pasterza; aby tym, którzy nie zostali jeszcze oświeceni ewangelicznym światłem, wszechmogący Bóg pozwolił wrócić jak najszybciej do Chrystusowego prawa. […] Ażeby lepiej podołać niezliczonym wprost obowiązkom, gromadził wokół siebie […] nie tylko kapłanów, ale również świeckich mężów i niewiasty, tak że słusznie został nazwany zwiastunem i twórcą Akcji Katolickiej” (Dekret Apostolski przyznający bł. W. Pallottiemu cześć należną Świętym, 2, 3).
Testament
Wincenty Pallotti, leżąc na łożu śmierci, kieruje do swoich współbraci – także i do nas – takie słowa: „Umieram, ponieważ nie jestem godzien być w Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego. Zjednoczenie będzie się rozwijało i będzie błogosławione przez Boga. Wy to zobaczycie. A mówię to nie dlatego, że mam taką nadzieję, jestem tego pewien”.
ks. Przemysław Krakowczyk SAC
(tekst za: Przemysław Krakowczyk SAC, Ze Świętym Wincentym Pallottim. Ku zjednoczeniu z Bogiem, Ząbki 2007, s.9-38)